sobota, 24 grudnia 2011

O psie

Któż z nas nie marzył o czworonożnej, krwiożerczej bestii jaką jest pies? Wielu rodziców na wieść o tym, że syn(lub córka) chce mieć czworonoga, reaguje jakby nieoczekiwanie mieli zostać dziadkami.Strach w oczach ojca, paniczny krzyk matki i.... idea posiadania pieska w domu zostaje p*****(pogrzebana). Dziecko zamyka się w sobie, nie odzywa się do kolegów, wymyśla sobie wyimaginowanych przyjaciół, kończy szkołę, dostaje się na studia, popada w depresję, podcina sobie żyły..... a to wszystko z powodu tego, że rodzice nie chcieli kupić pieska. Tak więc, zanim postanowisz zmarnować życie swojemu dziecku, przeczytaj resztę wpisu.

Jeśli już zdecydowalibyście się na kupno tego pięknego małego stworzonka, muszę was uprzedzić(drodzy rodzice), ZWIERZĄTKO TO NIE ZABAWKA. To, że kupicie dziecku psa, nie znaczy, że będzie ono w stanie się nim opiekować. Jest wiele czynności z którym przedszkolak sobie poradzi, jednak spora część zajęć przy psie jest opatrzona napisem "PEGI 18+". Do takich czynności należy:
-Wyprowadzanie psa wielkości dobermana na spacer.(Dziecko może zostać pozbawione rąk, próbując utrzymać smycz.)
-Karmienie powinno odbywać się pod okiem dorosłych.( Przypadkowe pożarcie dziecka, do najciekawszych spraw nie należy.)
-Zabawy psa z dzieckiem powinny odbywać się w ściśle określonych warunkach i pod opieką dorosłego z odpowiednim przeszkoleniem.(W przypadku psów małej rasy istnieje niebezpieczeństwo, że zwierz zostanie pozbawiony podstawowych funkcji życiowych.Większe pupilki mogą waszą pociechę "przez przypadek" zdekapitować)

Wychowywanie psa jest czymś bardzo czasochłonnym. Nasze małe, domowe stworzonka w swoim mózgu  mają najczęściej  trzy główne cele(sikać, spać i jeść), lecz są również "odchyły od normy", które lubią się bawić. Szczeniak nie wie co może robić, a czego nie. Tak więc krzyczenie na niego, z powodu tego, iż po raz setny obsikał antyczny dywan,  nie ma sensu. My musimy go nauczyć by odróżniał różne sygnały. Najlepszym sposobem na oduczenie psa obsikiwania dywanów jest nagradzanie go za każde załatwienie się poza domem. Wypróbowałem to na własnym psie i o dziwo zaczęło działać po niespełna dwóch tygodniach. Karanie psa również może podejść pod metody wychowawcze, jednak należy pamiętać by kara była adekwatna do zbrodni. Jeśli pies nasikał w domu(wiem, że uczepiłem się tego jednego aspektu "psiego" życia), a my w ramach kary zamkniemy go w ciemnym pomieszczeniu, lub co gorsza zaczniemy bić, możemy sobie nieświadomie wychować małego, złośliwego, wystraszonego "pupilka". Któż z was panowie, jeśli ma żonę, bije ją kijem golfowym za nieposprzątanie w pokoju?

Jaką rasę wybrać? Na to pytanie bardzo wielu próbowało odpowiedzieć. Ja niestety mogę tylko opisać owczarka szkockiego coli i labradora retrievera(jedna i drugi "typ" psa  mieszkał, lub mieszka zemną w domu).
Pierwsza z nich, popularnie zwana "Lessie", jest rasą spokojną(moją opinię opieram tylko i wyłącznie na podstawie obserwacji dokonanych podczas dziesięciu lat spędzonych z przedstawicielką tej "psiej rodziny", o imieniu Sindi) doskonale czującą się wśród dzieci."Pani owczarka szkocka coli", która zamieszkiwała moje domostwo większość swego żywota spędziła w czterech ścianach, śpiąc i bawiąc się z domownikami. Nie była psem, który  spowodował wiele start, była raczej typem flegmatyka (co wcale nie oznaczało, że była ślamazarna). Po wielu latach spędzonych razem z jednym zwierzakiem, człowiek przywyka do tego, że gdy wraca ze szkoły do domu, wita go radosne merdanie ogonem. Psu możesz powiedzieć wszystko, a on tego nikomu nie powie. Śmierć psa przeżywają wszyscy domownicy.Mój brat po stracie tego bliskiego przyjaciela zaczął chorować, a lekarka powiedziała, że najprawdopodobniej  jego schorzenie nazywa się "pies".

Drugą rasą którą chcę krótko scharakteryzować jest labrador retriever(aktualnie jeden zwierz tego typu okupuje mój dywan).Kilka dni po śmierci Sindi, znaleźliśmy nowego pieska, jest nim suka o imieniu Saba.Zachowaniem nie przypomina spokojnej i przyjaznej "coli-e", jest raczej jej przeciwieństwem(co nie oznacza, że jest wrogo nastawiona), niezwykle nadpobudliwa(podejrzewam, że wszystkie zwierzęta z jej "plemienia" podobnie się zachowują), faktem jest to, że ma ona dopiero 9 miesięcy, więc może jeszcze się ucywilizuje. Podstawową bronią tego psa jest lizanie oraz niezwykle silny ogon,który potrafi otwierać konserwy. Ogólnie można powiedzieć ,że to typ stworzenia które rozpiera energia, w wyniku czego wykorzystuje nadwyżki w sposób bardzo niekomfortowy dla właściciela(przesadzanie kwiatków, kopanie dziur w ogrodzie).

"π -esy" są bardo ciekawymi stworzeniami, towarzyszą człowiekowi od..... bardzo, bardzo dawna, mimo wielu uciążliwości jakie sprawia zajmowanie się nim, nie można z niczym porównać radości z posiadania dobrze wychowanego, radosnego i zdrowego psa.


piątek, 23 grudnia 2011

Nowości na blogu.

Z dniem dzisiejszym postanowiłem wprowadzić na mojego bloga tzw."newsletter". Po polsku można to przetłumaczyć jako "list z nowościami". Jeśli chcecie otrzymywać e-maile z moją aktywnością na blogu, wystarczy, że wpiszecie swój adres email, następnie zostaniecie przekierowani do strony z potwierdzeniem waszego "człowieczeństwa"(czasami boty lubią podszywać się za ludzi), jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, otrzymacie maila z linkiem, który należy kliknąć lub skopiować i wkleić do przeglądarki. Strony weryfikacji są po angielsku, za wszelkie trudności przepraszam. W razie pytań proszę pisać na arek.sz26@gmail.com , jeśli będę potrafił udzielić odpowiedzi, z pewnością pomogę.

Drugą rzeczą(już od kilku dni) jest możliwość komentowania  moich wpisów bez konieczności logowania się na jakiekolwiek konto. Zachęcam was do dzielenia się opiniami.

środa, 21 grudnia 2011

Konkurs na blog roku 2011

Jak zapewne zauważyliście, w linkach umieściłem dziwny odnośnik. Już śpieszę z wyjaśnieniami. Zgłosiłem mój blog do konkursu "Blog Roku 2011". Zachęcam was do śledzenia moich poczynań, oceniania i głosowania.

wtorek, 20 grudnia 2011

Starcza demencja(oby nas nie dopadła)

Nie raz, nie dwa każdy z nas coś sobie upatrzył. Jeden zawsze marzył o nowym skuterze, inny chciał najnowszego ipada, jeszcze inny miał na oku czerwone dżinsy.
Nie ma osoby, ba nawet całych pokoleń, które czegoś by nie chciały. Nasi dziadkowie chcieli by Polska była wolna( po za nielicznymi przypadkami, które sprzyjały "jedynej, niepodzielnie rządzącej, dbającej o obywateli, kochanej partii").
Rodzice(ewentualnie dziadkowie) byli tymi, którzy wywalczyli wolność, naszej ojczyźnie. A czym my będziemy mogli się poszczycić naszym dzieciom(czy też wnukom). Byłeś pierwszym użytkownikiem facebooka?A może dostałeś darmowe eurogąbki na NK? Nic z tego, to na pewno nie zaciekawi twoich słuchaczy.

"Kiedy byłem mały, na świecie nie było jeszcze internetu, pierwszy telefon komórkowy dostałem około 2001r(jeden z pierwszych kolorowych modeli :-))....."-W taki sposób moglibyśmy zacząć rozmowę z naszymi potomkami. Trochę będzie ona przypominać rozmowę głuchego ze ślepym. O ile pokolenie dzisiejszych osiemnastolatków pamięta jeszcze czasy gdy komputery nie były artykułami pierwszej potrzeby, telefony komórkowe były wielkości pustaków, a internet był...... a właściwie nie był, bo nikt nie był w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego. Najnowszy model zmywarki był tak wydajny, że mógł umyć dwa noże w godzinę, a telewizory wybuchały po zbyt długim oglądaniu( no dobra, z tymi ostatnimi rzeczami to trochę przesadziłem). W każdym razie, nowe pokolenie nie będzie pamiętało życia bez komputera,telewizora, telefonu komórkowego. Wbrew  pozorom, jesteśmy świadkami największej rewolucji odkąd człowiek nauczył się sikać na stojąco. Rewolucja technologiczna, która trwa cały czas, jest zjawiskiem pozytywnym(w większej części). Złym skutkiem tak wielkich i szybkich zmian w sposobach komunikacji jest
powstanie blogów(takich jak ten), które zabierają czas(jak mówią starsze babcie, jednak mam głęboką nadzieję, że moje rozpisywanie się ubogaca wasze życie:-)). Tak więc należy mieć nadzieję, że z powodu tej rewolucji nie zginiemy, lecz polepszymy nasze życie.

niedziela, 18 grudnia 2011

Wprowadzenie do narciarstwa

W najbliższym czasie rozpocznie się sezon narciarski. Wielu śmiałków chciałoby spróbować sił w tym "VIP-owskim" sporcie. Jeśli ktoś z was nie ma zielonego pojęcia od czego zacząć, to polecam przeczytać ten wpis(jednak, nie bierzcie wszystkiego co przeczytacie "na serio", będzie to raczej luźne potraktowanie tematu narciarstwa.)

Narty. Przez wielu bardzo demonizowane, przedstawiane jako sport dla wybranych, bardzo drogie. Ludzie którzy tak mówią....... mają rację! Narty, w dużej mierze, to sport dla wybranych, nie oszukujmy się, jeśli ojciec, lub dziadek nie jeździli na nartach, to szanse na to, że właśnie ty staniesz na nartach są bardzo małe, jednak jeśli czytasz ten wpis i zachciało ci się jeździć na nartach, to możesz czuć się wybrany. Demonizowanie tego sportu w dużej mierze wynika z tego, że same narty jako, jako dyscyplina sportowa, są dość kosztowne(jednak w porównaniu do wyścigów samochodowych, śmiesznie tanie). By rozpocząć przygodę z "deskami" należy zaopatrzyć się w narty,buty narciarskie,kijki, coś ciepłego do ubrania(najlepiej kombinezon narciarski), rękawiczki i koniecznie kask.

Narty dla początkujących można dostać już od 500 zł. Nie warto na nich oszczędzać. Przytoczę teraz anegdotkę z mojego życia. Gdy byłem mały(miałem jakieś 3,4 lata) rodzice zabrali mnie na narty. Dostałem od wujka malutkie "deseczki". Przy pierwszym zjeździe, coś poszło bardzo źle i ułamałem ich czubki. Ja jako mały, i z pewnością głodny wiedzy narciarskiej chłopiec, zacząłem płakać, bo moje ukochane narty "umarły". Na szczęście rodzice wypożyczyli inny sprzęt i mogłem swobodnie jeździć. Ktoś może zapytać, dlaczego przytaczam tą nudną historykę. Z porstego powodu, chcę was ostrzec przed byle jakimi nartami. Nie mówię, że pierwsze narty mają być jakieś super, ekstra wypasione, z GPS-em, KERS-em, ABS-em i innymi bajerami. Chodzi o to by, zapewnić sobie bezpieczeństwo i komfort z jazdy(o ile pierwsze godziny na stoku można nazwać komfortowymi).

Jeśli już zdecydowaliście się by kupić narty, bardzo mocno doradzam zakupienie butów narciarskich. One naprawdę ułatwiają życie(nie musimy przywiązywać stóp do desek przy pomocy sznura :)). I tutaj, przy zakupie, należy kierować się zdrowym rozsądkiem. Na początek, buty używane są jak najbardziej wskazane, jednak gdy już poczujecie zacięcie do tego sportu, to najlepiej zaopatrzyć się w swoje "buciczki"(mała rada, nigdy nie dawajcie innym ludziom  jeździć w swoich, prywatnych butach. Mają one takie dziwne, prawie magiczne zdolności, że dopasowują się do stopy użytkownika. Tak więc jeśli popełnicie błąd i będziecie dawać na prawo i lewo, możecie skończyć z butem o rozmiarze 88 i by korzystać z nich będzie trzeba zalewać je gipsem).

Skoro już mamy skompletowaną większą część sprzętu, pora zająć się kijami ,o jakże pięknym przymiotniku: "narciarskimi". Z tym sprzętem nie ma żartów.Prawdopodobnie  za kilka lat będzie potrzebne specjalne zezwolenie na posiadanie tego strasznego narzędzia. Służy ono nie tylko do odpychania się, lecz przede wszystkim  do samoobrony na stoku. Jeśli ktoś cię potrącił, a masz odruch by rzucać czymkolwiek w swojego kata, stanowczo odradzam korzystania z tych dwóch patyków. Jednak większość ludzi jest normalna, więc kijki służą im za nie potrzebną ozdobę. Początkujący bardzo często zaczynają jazdę bez nich, jednak przyzwyczajanie się do ich obecności jest jak najbardziej wskazane(pomagają utrzymać prawidłową postawę ciała).

Teraz należy wybrać odpowiedni akapit. Wybierz:
1. Jeśli jesteś mężczyzną 
2.Jeśli jesteś kobietą

1.
UWAGA!!! TEN ARTYKUŁ JEST POŚWIĘCONY "STOKOWEJ MODZIE", JEŚLI JESTEŚ SZCZĘŚLIWYM MAŁŻONKIEM/ NARZECZONYM/PARTNEREM(niepotrzebne skreślić), UPEWNIJ SIĘ, ŻE TWOJEJ DRUGIEJ POŁÓWKI NIE MA PRZY TOBIE W MOMENCIE CZYTANIA TEGO AKAPITU(CHYBA, ŻE CHCESZ PRACOWAĆ NA TRZY ETATY) . Jeśli zapoznałeś się z ostrzeżeniem, prawdopodobnie już domyślasz się o czym będzie. Kupno kombinezonu narciarskiego nie jest niczym specjalnym. Najważniejsze jest to by czuć się w nim dobrze i swobodnie. Nic nie musi specjalnie do siebie pasować. Oczywiście twoja partnerka będzie chciała cię przekonać, że skoro masz czerwone nary, czerwone buty to musisz mieć i czerwony kombinezon. Nic bardziej mylnego. Dlatego gdy będziesz dokonywał tego istotnego zakupu POD ŻADNYM POZOREM nie zabieraj ze sobą kobiety!

2.
Teraz zaczyna się prawdziwa przygoda. Godziny spędzone w supermarketach, sklepach sportowych i to wszystko po to by wybrać ten jeden jedyny strój. Nie oszukujmy się, jest to bardzo ważny wybór! Jeśli ubiór nie pasuje do twojego koloru oczu, najlepiej go nie kupuj. Dobrym pomysłem przed wybraniem się na zakupy jest zabranie swego partnera, on na pewno będzie wiedział co do ciebie pasuje i w krytycznych momentach wesprze cię w wyborze. Nie oczekuj od niego jednak zbyt wielkiego zaangażowania. Jeśli jego reakcja na twoje pytanie, o to jak wyglądasz, nie będzie zbyt wylewna, spróbuj to zrozumieć, faceci myślą inaczej.

-----------------------------------------------------------------

Ostatnią i najważniejszą rzeczą jest kask narciarski. I w tym wypadku nie należy oszczędzać. Mimo iż w Polsce nie ma  obowiązku używania tego sprzętu, usilnie zalecam by go stosować. Jest to naprawdę wygodne i bezpieczne, a na początkującego na stoku niebezpieczeństwa czekają z każdej strony.

Kończąc ten długi wpis, chcę każdemu z osobna życzyć tyle samo wyjazdów wyciągiem co zjazdów. Bezpiecznych "szusów" i do zobaczenia na stoku. 

piątek, 2 grudnia 2011

Przemyślenia o maturze

Wyjątkowo długa przerwa w mym pisaniu jest. A spowodowane jest to tym, iż a) pisałem matury, b)brak weny mi doskwierał. Jednak teraz spróbuję to nadrobić. Wiele osób w zeszłym tygodniu pytało mnie co myślę o próbnych maturach, czy były trudne, jak je napisałem. Sama matura(nawet ta próbna) jest bardzo wyczerpująca. Siedzenie przez trzy godziny i wypełnianie jednego testu jest naprawdę wymagające(jak dla mnie, można by wprowadzić pół godziny przerwy). Człowiek jest w stanie utrzymać sto procent koncentracji przez maksymalnie czterdzieści pięć minut(z tym też są kłopoty), tak więc po około godzinie pisania z naszego mózgu robi się sieczka, papka z której ciężko cokolwiek sensownego wycisnąć. Dodatkowym niesprzyjającym elementem pisania próbnej matury, była godzina rozpoczęcia. Siódma czterdzieści pięć, to nie najszczęśliwsza pora by gromadzić uczniów i kazać im pisać, dla niektórych to środek nocy, a jeszcze inni muszą wynajmować specjalny samolot by dolecieć na czas do szkoły, bo autobusy o tak wczesnej porze nie kursują. Największym jednak zdziwieniem było, gdy na pewnym portalu internetowym widniał taki napis: "9.00 uczniowie w polskich szkołach piszą próbną maturę...". Are you kiddnig me(w tłumaczeniu wg.griefa z "zapytaj.onet.pl"znaczy: "Przepraszam, czy jest szynkowa?")? Wychodzę sobie z matury około dziesiątej, a w internecie informacja, że moi pobratymcy godzinę temu zaczęli pisać. Nie żebym się skarżył, a... zresztą.

"Nie jest dobrze", tak ponoć kiedyś powiedział pewien profesor(odnośnik do pełnej informacji" http://rodzynki.net/14261"), oddając "wypociny" swoich "pociech". Do późnych godzin wieczornych zeszłej środy, myślałem, że na języku polskim był bardzo łatwy temat wypracowania dotyczący "Przedwiośnia". Jak bardzo się myliłem dowiedziałem się niebawem. Model odpowiedzi wydawał mi się wyjęty z kosmosu, dopiero w szkole zostałem uświadomiony, że moje podejście było troszkę inne od tego przewidziane go w modelu. Tak więc "nie jest dobrze", aczkolwiek jeszcze wyników z tej matury nie dostałem więc nie warto przesądzać.

Będąc "rasowym humanistą" powinienem teraz zacząć narzekać na bardzo wysoki poziom matury z matematyki. Jednak po otrzymaniu wyników doszedłem do wniosku, że skoro ją zdałem to chyba taka straszna nie była. Kilka zadań z funkcji kwadratowej, ciągów, logarytmów, czyli wszystko czego się przez te dwa lata z VAT-em uczyłem. Było kilka zadań które mnie zaskoczyły, ponieważ niektórych tematów na lekcjach jeszcze nie było(głównie rachunek prawdopodobieństwa). Ogólnie mogę uznać, że te "matematyczne żniwa" skończyły się dobrze.

Największą niespodzianką była matura z angielskiego. Podstawa była naprawdę trudna. Jeśli ktoś zaczął się uczyć tego języka dopiero w liceum, i zdał, to albo musiał mieć jakieś kontakty z "górą", albo przez 2 lata uczył się tylko angielskiego, trzeciej możliwości nie widzę. Poziom rozszerzony(jeśli patrzymy, że był "rozszerzony")był w miarę łatwy. Lektor, który przez dwadzieścia minut "łechatł" nas swoją wymową, był nieporównywalnie lepszy, niż człowiek który czytał na poziomie podstawowym. Ja nie będąc wybrednym "ludziem" powiem tak, " na podstawie fajnie się strzelało, na rozszerzeniu fajnie się słuchało".

Chyba najwyższy czas by skończyć te moje przydługawe rozważania na temat najgorszego egzaminu w życiu(co z tego, że to dopiero był próbny). Każdemu kto się do maja uczy, życzę powodzenia, każdemu kto ma jeszcze kilka lat czasu, radzę:"UCZYĆ SIĘ, bo jak nie, to skończycie tak jak ja(będziecie pisać bloga)", a tym którzy ten etap w życiu mają już za sobą gratuluję i mówię" jesteście już starzy"(za niedługo dołączę do waszego zacnego grona) .

piątek, 18 listopada 2011

Nadgorliwość absurdu

Mieliście kiedyś tak, że chcieliście coś bardzo i mimo, iż mieliście pieniądze, wszelkie potrzebne dokumenty, nie dostaliście tego? Do zeszłego tygodnia myślałem, że większość opowieści o piekielnych sprzedawcach, lekarzach, urzędnikach, to po prostu bajeczki. Jednak mój wyidealizowany obraz społeczeństwa musiał ulec straszliwym, na całe szczęście nie bolącym, zmianom.

A wszystko zaczęło się w środę, kiedy to z kolegą wybrałem się do lekarza by przenieść jego kartotekę.Gdy tam przybyliśmy, okazało się, że kartoteki nie ma. Była przez bardzo długi czas, ale teraz znikła. Pani obsługująca w recepcji (bardzo miła kobieta) powiedziała, że prawdopodobnie dokumenty zostały wysłane do szpitala, po czym zadzwoniła tam. Okazało się, iż tam również nie ma. Suma sumarum kolega został bez kartoteki i musi czekać by ją gdzieś znaleźć.

Czwartek nie obfitował w zbyt ciekawe zdarzenia. Wystarczy powiedzieć, że taki dzień był. Jednak to co zdarzyło się dzisiaj(tj.piątek), zakrzywia czasoprzestrzeń, wypruwa flaki, wybija oczy, łamie szczenę....
.... Wybraliśmy się z kolegą do pewnego przybytku by zakosztować "złocistego napoju bogów". Wszystko szło zgodnie z planem, wielkość napoju wybrana, kurtki prawie ściągnięte, lecz pani obsługująca nas zadała bardzo niedyskretne pytanie "Proszę okazać dowód". My będąc zapobiegawczymi wyciągnęliśmy paszporty(dla wyjaśnienia, dowodu osobistego jeszcze się nie dorobiłem) i pokazujemy pewni, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jakież było nasze zdziwienie kiedy barmanka powiedziała nam, że "na paszport nie sprzeda". Zaczęliśmy grzecznie pani tłumaczyć, że paszport to również dowód tożsamości, jednak jej nieugięta postawa spowodowała, że poszliśmy do konkurencji. Jednak i tutaj nie chciano nas obsłużyć. Po kilku sekundach konsternacji podziękowaliśmy i opuściliśmy lokal.
    Teraz nasuwa się pytanie. Dlaczego nie chciano nas obsłużyć pomimo tego, iż posiadaliśmy dowód tożsamości. Czyżby polscy sprzedawcy uważali, że paszport obywatela Rzeczypospolitej Polskiej nie jest potwierdzeniem jego obywatelstwa, wieku. A może chodzi tutaj o wygodę. Teoretycznie jeśli ktoś ma dowód to ma ukończone 18 lat, a paszport mogą wyrobić sobie wszyscy. Jednak większość sprzedawców nie wie, że każdy może sobie wyrobić dowód osobisty(kiedyś były tzw. "dowody tymczasowe", teraz dokumenty te są wydawane one na okres 5 lub 10 lat, i nie różnią się od siebie niczym). Paszport upoważnia nas do przekraczania granicy naszego państwa, podejścia do matury, jednak jak widać dla niektórych nie jest dowodem tożsamości :-)  Tak więc, jeśli ktoś chce w pełni korzystać z uroków pełnoletności musi się przygotować na to, że paszport mu w tym nie zawsze pomoże.
P.S
Dla ciekawych. Ostatecznie "napój bogów" został nam zaserwowany w innej, ale bardzo przyjemnej knajpie.

czwartek, 10 listopada 2011

18-Nastka

I stało się. Ustawa o przymusie szkolnym przestała mnie już "nękać". Teraz czas zacząć chodzić do szkoły z przyjemnością. Jeszcze "tylko" matura, kilka lat studiów i może coś ze mnie będzie. Być może będę mógł się odwdzięczyć naszemu społeczeństwu spełniając się w roli nauczyciela(raczej marna szansa), dziennikarza(było by fajnie). Jeśli żaden z moich planów nie wypali zawsze pozostaje "konserwator powierzchni płaskich", popularnie zwany woźnym. Jednak jeśli zostanie powołane nowe ministerstwo KPP(konserwacji powierzchni płaskich), można spodziewać się wprowadzenia specjalnego szkolnictwa wyższego, by móc wykonywać ten zawód. No cóż, w dzisiejszych czasach dla "humanisty" nie jest łatwo. Albo idziesz na studia, albo do McDonalda, ewentualnie zawsze można wygrać kilka milionów w totku, wtedy nasza przyszłość jest zabezpieczona.


Niebawem czas odebrać magiczną czerwoną plakietkę o popularnej nazwie"dowód osobisty". Ten artefakt, ma przedziwne właściwości. Ekspedientki w kasach same wkładają alkohol do koszyka(ale trzeba za to zapłacić), można decydować o przyszłej polskiej władzy i oczywiście odpowiadać za przewinienia przed normalnym sądem. Jednak najważniejszą kwestią dotyczącą przekroczenia progu 18-nastki jest możliwość posiadania prawa jazdy.

Na sam koniec tego krótkiego wpisu cytat: "18 - liczba osiągnięcia pełnoletności niekoniecznie musi oznaczać dorosłość." Mam nadzieję, że kończąc 18-nastkę nie zdziadzieję. Nie zacznę rzucać w dzieci sąsiadów kapciami, nie będę wypuszczał psa by straszył wszystkich mieszkańców mojej ulicy(mimo to już to robi). I ostatecznie mam nadzieję, że zostanie we mnie dość duży "dziecinny płomień", a to osiągnięcie pełnoletności, nie będzie oznaczało ciągłego przygaszania tego płomienia.(niema to jak składać samemu sobie życzenia:-))

P.S
Wybaczcie za dysproporcje między wprowadzeniem, rozwinięciem i zakończeniem, ale na razie nie muszę się przejmować punktami za kompozycję :-).

wtorek, 8 listopada 2011

Tragedia, święto, 7 listopada

Straszliwa tragedia nawiedziła nasz kraj. Śmierć jednej z najwybitniejszych polskich postaci, ikona prawdziwej polskiej matki, żony,  kochanki, przybranej córki, przyjaciółki, alkoholiczki itd. itp. إلخ  і т. д. ktp. . Jak wszyscy poradzimy sobie z śmiercią Hanny Mostowiak. Przez ostatnie kilkanaście lat to właśnie ona przyciągała do telewizorów całe rodziny, parafie, województwa. Ta era właśnie się kończy. Pragnę podzielić się pomysłem(chyba pana Rafała Bryndala) by uczynić 7 listopada świętem narodowym. Każdy dodatkowy dzień wolny jest przydatny. Jedynym problemem jest jakieś sensowne nazwanie go. Niestety w mojej łepetynie nie zaświeciła się jeszcze żarówka jak można nazwać to przyszłe państwowe święto:-).

Ciekawą sprawą była kampania reklamowa pt: "Włącz TV 7 listopada by niespodziewanie dowiedzieć się, że Hanka zginie". Wcale nie dziwię się zabiegom  telewizji. W ten sposób ich oglądalność wzrosła o jakieś(uwaga liczba, która z chwilkę będzie podana, jest wynikiem wieloletnich przeliczeń amerykańskich naukowców, NASA, FBI, CIA i kilku innych instytucji)trzy razy. Nie wiem czy ten wynik pobiją "Mistrzostwa Europy w piłce kopanej". Na całe szczęście dochód z reklam w ciągu tego jednego dnia wyniósł tyle ile  Unia Europejska zaplanowała wydać na budowę autostrad na następne dziesięć lat. Tak więc emeryci mogą się za niedługo spodziewać listów od TV z podziękowaniem za opłacanie abonamentu, z dopiskiem, iż od przyszłego miesiąca nie muszą już nic wpłacać(nawet jeśli nie musieli), a to co wpłacili zwróci im się z 5% zyskiem.

Następną okazją do takich dochodów z reklam przed i po "M jak ..." będzie gdy elektrownia atomowa w pobliżu Gródka ulegnie niespodziewanej awarii. Marek by ratować swoje dzieci i rodziców własnoręcznie(i to bez skafandra!) pójdzie naprawić rdzeń atomowy. No cóż zapowiada się ciekawie. A tymczasem musimy się przyzwyczaić do tego, że już nigdy w czołówce, wyżej wspomnianego serialu, nie będzie nas atakować sympatyczna facjatka Hanki.

niedziela, 6 listopada 2011

Jak oszczędzać, by coś mieć.

Są różni zwolennicy oszczędzania pieniędzy. Bardzo popularną metodą jest, odkładanie pewnej kwoty z wypłaty (tudzież kieszonkowego). Sposób ten przez wiele lat ewoluował w wyniku czego mamy dzisiaj dwa odłamy ww. sposobu oszczędzania. Zwolennicy skrajnie prawicowi* odkładają pieniądze pod koniec miesiąca, jednak ich bardzo częstym problemem jest brak środków do odłożenia. Drudzy, skrajnie lewicowi, swe oszczędności postanawiają wzbogacać na początku miesiąca, jednak oni mają problemy z utrzymaniem stanu swoich oszczędności na stałym poziomie. Jeśli zaczyna brakować pieniędzy, lub kolega przyjdzie i zaprosi na nieoczekiwane piwo(odmówić to jakoś tak niekulturalnie), "bank oszczędnościowy: Stara Śmierdząca Skarpeta"(złodzieje boją się w takie miejsca zaglądać, z powodu chorób cywilizacyjnych takich jak np:dżuma :-)), wypłaca potrzebną kwotę, najczęściej jest to niewiele, jednakowoż gdy kolegów mamy kilku i każdy z nich przychodziłby w innym dniu tygodnia, wtedy z pięciu złoty robi nam się (chwila, muszę policzyć......)  trzydzieści pięć złotych polskich! I to tylko w jednym tygodniu, oraz zakładając, że mówimy o jednym piwie w trakcie spotkania.

Skoro zwykli ludzie mają problem z odkładaniem pieniędzy, to co mamy się dziwić biednym Grekom, którzy przez ostatnie trzy tysiące lat nie przywykli do oszczędzania. Wyobraźcie sobie, że zrobiliście prawo jazdy  dwadzieścia lat temu. Pewnego dnia przybywa do was wujek( który startuje w rajdach samochodowych) i mówi ,że musicie za niego pojechać na następnych zawodach. Fakt, możecie odmówić, lecz Grecy takiej możliwości nie mają(mimo to usilnie próbują takową stworzyć). Wielkie oszczędzanie jakie narzuca Unia Europejska(i zdrowy rozsądek), wydaje się Grekom nie podobać( i nie wychodzić). Plan wielkich cięć budżetowych z pewnością dotknie wielu ludzi. Biedni będą jeszcze biedniejsi, a bogaci stracą trochę swojego majątku. Jednak podstawowym pytaniem jest: "Jak to się stało, że Grecja jest prawie bankrutem?". Taki olbrzymi dług nie powstaje z dnia na dzień. Ktoś musiał się bardzo wysilić, żeby wyglądało tak jak wygląda. No cóż, miejmy nadzieję, że dzielny naród grecki poradzi sobie z tym problemem.

A my tym czasem zajmijmy się naszymi problemami. Jak powinien oszczędzać Polak? PO PIERWSZE: najlepszym sposobem było by zakręcenie kurków z wodą. Wykopanie głębokiej studni i pobieranie z niej wody(to jest wersja dla obywateli), lub podnieść ceny wody o 100%(takie zmiany może wprowadzić rząd).
PO DRUGIE: zacząć planować jakieś sensowne inwestycje, które mogłyby nas wybić.PO TRZECIE: przestać marudzić, że w Polsce jest źle. Popatrzcie na przykład wyżej wymienionych greków, oni mają się jeszcze gorzej.
Pocieszający jest jednak fakt, że choćby w Polsce nie wiadomo co się działo,trudno jest ją zadłużyć. Nikt nie wie jak to się dzieje ale tak jest.

Mistrzami w oszczędzaniu są jednak Niemcy. Pewnego dnia niemiecki minister finansów obudził się i znalazł pod swoim łóżkiem 55 mld euro**.  Na całe szczęście to nieporozumienie wyszło Niemcom  na dobre, od następnego miesiąca, być może, wprowadzą darmową komunikację miejską, lub kina będą dla każdego za darmo. Nasi zachodni sąsiedzi mają co oblewać(może zrobią novemberfest). W normalnych warunkach wyhodowanie 55 mld euro jest bardo ciężką sprawą. Głównie za sprawą niewystarczającego wykwalifikowania opiekunów, jednak Niemcy i w tym wypadku przodują w Europie.

A więc rodacy. Od dzisiaj odkładajmy każdy grosz bo grosz do grosza i w ciągu roku zarobimy 3,65 zł.

* Podział na prawicę i lewicę jest indywidualnym wymysłem autora. Nastąpił on w wyniku spojrzenia w kalendarz. Jako że pierwszy dzień miesiąca był z lewej strony, w taki sposób powstała lewica, prawica powstała analogicznie do lewicy.
** tyle Polacy mają w ciągu roku :-).

czwartek, 27 października 2011

Zioło, Palikot , reformy - czyli to co Polak kocha najbardziej

Wewnętrzny głos mówi mi, że mam coś napisać. Jest tylko jeden problem. Nie wiem o czym. Ciekawym tematem z pewnością byłby "Palikot i marihuana w Polsce" , więc chyba pójdę tym tropem................



..............Aaa więc "Palikot i marihuana w Polsce". Wiele środowisk młodzieżowych, tudzież innych narkomanów na tą wiadomość ucieszyła się. Łatwy dostęp do zioła, każda impreza rozkręcona na 200% - w taki sposób mógłbym zacząć pisać ten felieton, gdyby nie jeden mały szczegół. Obracam się w kręgach młodzieżowych i wiem, że "kto chce znaleźć, ten znajdzie, kot chce się sztachnąć, ten się sztachnie". Jedynym ułatwieniem był by łatwiejszy kontakt z policją w sprawie "wyżej wymienionego". Pomyślcie tylko ile miejsc zwolniło by się w policyjnym areszcie. Sądy miały by czas zajmować się sprawami zabójstw, posłowie mogliby powoływać nowe komisje śledcze szukające przyczyn przegłosowania "ustawy ziołowej". Słowem wszystko co Polak kocha.

Kto wie, może z czasem lewica postawi sklepik z "towarem importowym" blisko wejścia do sejmu, a wtedy mamy bardzo wielkie szanse na wprowadzenie wielu nowych reform. Jedną z ciekawszych było by wprowadzenie w Polsce monarchii dziedzicznej, parlamentarnej. Sądząc po stanie w jakim polska będzie znajdowała się po zalegalizowaniu "wyżej wymienionego", do urn pójdą tylko mohery, a wtedy mamy pewne, że nowym prezydentem polski będzie (uuu, aż strach napisać) Rydzyk, Ojciec Rydzyk. Jedynym problemem w tym wypadku może być dziedziczenie tronu, ale to można jakoś obejść. Kolejną ciekawą reformą było by wprowadzenie tzw.”szczęśliwych godzinek” w czasie których specjalnie do tego wyuczony szkolny politruk opowiadałby dzieciom o plusach zażywania „wyżej wymienionego”. Łatwość przyswajania wiedzy, polepszony humor, zwiększone tętno( jest wskazane dla dłuższego życia),to tylko kilka tematów lekcyjnych jakie mógłby prowadzić.
Polski stan gospodarki również mógłby się znacznie poprawić. Stalibyśmy się główną siłą „przemysłu zielarskiego”. Amerykanie w trosce o bezpieczeństwo złożyliby petycję o wyrzucenie nas z NATO, po czym wysłaliby swoje siły porządkowe by „uwolnić biednych i prześladowanych Polaków”(złoża gazu łupkowego na pewno pomogą im podjąć taką decyzję).UE zamknie strefę schengen, wprowadzi nowy podatek „ziołowy” i wszystko będzie się toczyło jak dawniej.

Ten lekko humorystyczny obraz przyszłości Polski z pewnością jest bardzo wyolbrzymiony. Jednak jeśli ktoś przestraszył się wizją Rydzyka na polskim tronie, może spać spokojnie, ponieważ sam wielki TUSK powiedział, że nie wyobraża sobie być w koalicji z kimś kto chce zalegalizować narkotyki w Polsce. Tak więc w najbliższym czasie te straszne, apokaliptyczne wizje Polski nie mają prawa się ziścić. Młodzież tak jak dzisiaj, „jeśli będzie chciała znaleźć to znajdzie, będzie chciała się sztachnąć to się sztachnie”.

środa, 26 października 2011

Pierwsza jazda

Dzisiejszy dzień obfituje w bardzo wiele ciekawych zdarzeń. Pierwszym z nich było spotkanie z znanym polskim dziennikarzem Jarosławem("Prezesem") Kuźniarem.Opowiadał na o swojej pracy, odpowiadał na zadawane pytania.Itd. itp.

Drugą sprawą(dla mnie znacznie ważniejszą) była moja pierwsza jazda samochodem. Ogólnie należy ją zaliczyć do dość udanych. Wszyscy których spotkałem na drodze przeżyli, większych urazów nie zaobserwowano. Nikogo nie rozjechałem, a samochód pozostawiłem w sprawnym stanie. Teraz tylko czas czekać na następne jazdy. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to jeszcze w tym roku będę mógł pojechać na narty "własnosamochodowo" :-)

wtorek, 25 października 2011

Listopad

Zbliża się listopad, a wraz z nim najbardziej oczekiwana przeze mnie gra tego roku Uncharted 3. Jeśli ten tytuł będzie zrobiony co najmniej  tak jak Uncharted 2 lub 1 to nie mam wątpliwości co do najlepszej gry konsolowej roku. No może jedynie Killzone 3 może powalczyć o zwycięstwo. Jednak jako "biedny uczeń" muszę poczekać, aż ta gra zejdzie trochę z ceny. 200 zł za produkcję to chyba trochę za dużo. Póki co jednak muszę skończyć "jedynkę" i "dwójkę" na "crushu". A i jeszcze matura sama się nie napisze:-)

Po chorobie

Angina ropna. Ktoś kto wymyślił tą nazwę nie wiedział, że stanie się to moim przekleństwem( lub wybawieniem, zależy kto i jak patrzy). Straszny ból gardła, brak możliwości zjedzenia czegoś ze smakiem, ból uszu.To są podstawowe objawy choroby.Lekarz przepisuje antybiotyk, każe zostać w domu i nigdzie się nie ruszać przez pięć dni.Teraz czas nadrabiać zaległości. Na całe szczęście w przyszłym tygodniu jest długi weekend, więc będzie można odpocząć po ciężkim trzydniowym tygodniu.

Reaktywacja

Wchodzę dzisiaj na swojego bloga, a tu niespodzianka, ostatni wpis z maja. Na usprawiedliwienie mam tylko to,że były wakacje, później wrzesień - więc też wakacje, teraz koniec października, więc czas zabrać się do pracy. Postaram się wpisywać swoje przemyślenia, felietony, jakieś artykuły, przynajmniej raz w tygodniu. Jeśli jednak słowa nie dotrzymam możecie rzucić we mnie śledziem, o ile mnie spotkacie, jednak wolałbym byście stosowali jakieś mniej inwazyjne sposoby zwracania uwagi.

niedziela, 27 marca 2011

Długa nieobecność

Jeśli ktoś myśli, że przestałem pisać bloga to jest w błędzie. Po prostu w ostatnich tygodniach tak wiele się działo, że nie było kiedy przysiąść do klawiatury i coś napisać. W zeszłą niedzielę o 7.00 wróciłem z Belgii( całkiem inny świat. Przez tydzień nic nie robiłem, zwiedzałem ciekawa miasta i poznawałem "tambylcze" zwyczaje) Od poniedziałku próbuję się "przekwalifikować" na polskie realia, ale to nie jest takie łatwe. Jedna rzecz jednak dodaje i otuchy - nowy sezon Formuły 1 i wakacje( za 3 miesiące). Teraz czeka ciężka praca, nadrabianie zaległości, sprawdziany, a teraz chwila odpoczynku i biologia czeka. :-).

poniedziałek, 7 marca 2011

Wielka wena

Jak przez cały tydzień( lub i dwa) nic na moim blogu się nie działo to dzisiaj, naszła mnie straszliwa wena. Łepetyna od pomysłów aż pulsowała, tak więc pod tym postem macie dwa inne. Jeden jest kontynuacją moich rozważań o szkole, a drugi to przemyślenia o dzisiejszym dniu. Kto wie, może dzisiaj jakiś tekst jeszcze wpadnie.

Szkoła oczyma ucznia III

Szkoła oczyma ucznia III
    W ostatnim artykule pochwaliłem( może trochę za bardzo) polską szkołę, więc teraz muszę to zmienić.  W tym tekście chcę się zastanowić nad tym czy wszystko czego uczymy się jest nam potrzebne( wiem, że podobny problem przedstawiłem w pierwszym tekście cyklu, lecz teraz bardziej się zagłębię w tym temacie). Wiele rzeczy których jesteśmy uczeni nie jest nam niezbędnych do życia(tak po prawdzie to wszystko oprócz wody i jedzenia jest nam zbędne). Więc dlaczego ta "tajemna wiedza" jest nam nie raz wciskana na siłę do naszych głów? Odpowiedź jest prosta - program nauczania. Czym ten niezwykle dziwny i "niedostępny dla zwykłego śmiertelnika" dokument jest? Najprawdopodobniej jest to coś w czym pisze jest napisane co my jako uczniowie mamy opanować w danym roku szkolnym. Kto to coś napisał? Wszyscy wiedzą, że coś takiego jest, lecz nikt nie wie skąd się to wzięło, czy przyszło. Jedną z bardziej prawdopodobnych historii powstanie tego "pradawnego dokumentu" jest znalezienie go w słynnym grobowcu Tutenchamona( to by wyjaśniało nieścisłości nauczania w podstawówce, gimnazjum i liceum, które mogą wynikać z problemów z przetłumaczeniem tekstu z starożytnego egipskiego na język polski).
     Wiele razy zdarzyło mi się uczyć rzeczy kompletnie bez sensu i celu. Jedną z takich jest mapa polityczna świata. Ktoś może powiedzieć, że jest to nam potrzebne bo w końcu żyjemy w Unii Europejskiej i powinniśmy wiedzieć kogo mamy za sąsiada( i z tym się nawet zgodzę). Lecz wiedzieć kto jest sąsiadem Mongolii nie koniecznie chce mi się uczyć na pamięć (ktoś przecież robił mapy polityczne świata-nie?).Następną taką sprawą jest cała matematyka( no może z wyjątkiem dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia). Funkcje kwadratowe, liniowe nie są za bardzo w codziennym życiu potrzebne. Inaczej sprawa ma się z geometrią. Załóżmy, że właśnie remontuję dom i potrzebuję 10 m2 kafelek. Jak to policzyć? A no z wzoru na pole prostokąta, trójkąta czy jeszcze innej figury geometrycznej. Podobnie jest z historią. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie potrzebuje dat historycznych(wiem, że niektórym trudno jest bez nich żyć ale...) do codziennych czynności życiowych. Jednak sprawy mają się całkowicie inaczej z fizyką. Przecież każdy z nas w momencie wypadku samochodowego(nikomu tego nie życzę) ma czas by obliczyć z jaką siłą uderzy w inny samochód, bądź też jaką drogę hamowania mamy przy danej prędkości. Wiedza o kulturze również jest niezbędna do życia, przecież każdy z nas na śniadanie przypomina sobie, co skomponował Jan Sebastian Bach.
    Z językiem polskim jest całkiem inny świat. Jesteśmy zmuszani do czytania wielu lektur. Problem polega na tym, że niektóre z nich powstawały wiele wieków temu(np: "Antygona","Hamlet") ,ale są również książki bardziej nam współczesne("Dziady","Cierpienia młodego Wertera") jednak i te pozycje książkowe są niezwykle trudne do przeczytania, a to z powodu dziwnego języka, a to bo główny bohater jest idiotą i przez pół książki tłumaczy sobie, że "świeżo upieczona" mężatka go kocha, aby na końcu książki popełniając samobójstwo nie trafić sobie "kulą w łeb" i konać przez pół nocy oraz fragment poranka. "Dziady" to jedna z niewielu książek które czytając jako lekturę można nazwać "mordercą"(w trakcie czytania tej lektury zemdlałem z trzy razy:-). Jak można czytać pana Mickiewicza? A no nie można go czytać, bo pisał w tylko jemu wiadomym języku, a nam każą zapoznać się z jego poezją, książkami i innymi rzeczami. W dzisiejszym świecie jest wielu pisarzy których książki są godne uwagi , lecz my musimy czytać jakieś przedpotopowe opowiastki( swoją drogą to polecam Trylogię H.Sienkiewcza - mimo, iż jest już trochę wiekowa to można spróbować przez to przebrnąć). Dlaczego nie dostaniemy za lekturę książki bardziej "teraźniejszej"?. Dlatego że ich autorzy nie są ani znani współczesnej historii, ani ich literatura czasem nie jest zbyt wysokich lotów( tak zawsze było, jest i będzie), może dopiero nasze wnuki będą mogły przeczytać fascynującą opowieść o Harrym Potterze, czy o czwórce przyjaciół usiłujących uratować świat. A na razie póki co jesteśmy męczeni książkami które często robią "pranie mózgu"  naszym biednym umysłom.
    Przedmioty typu biologia i chemia wnoszą wiele do naszej smutnej egzystencji. Każdy z nas przed spaniem sprawdza czy ma na swoim miejscu trzustkę, wątrobę( jest to bardzo istotny organ), serce i kilka innych narządów.  Dzięki genetyce często zdarza nam się sprawdzać czy nasze potomstwo będzie miało niebieskie oczy, czarne lub może czerwone. Poznać jak odróżnić etanol od metanolu również jest istotną sprawą( niech goście wiedzą co piją).A więc wniosek przedmioty te "są podstawą naszego życia".
Jedynym przydatnym przedmiotem w szkole okazuje się być język angielski. Wyjeżdżając na wakacje, lub do pracy za granicę wypada znać ten podstawowy język. Możliwość rozmowy z ludźmi z innych krajów jest świetną sprawą. kilka razy zdarzyło mi się z tych"dziwnych wyrazów dźwiękonaśladowczych" korzystać. Ktoś zapyta jakie wrażenia? Całkiem fajnie(szczególnie dobrze rozmawiało mi się z przybyszem z zagranicy po imprezach, lub w ich trakcie).
(A teraz uwaga coś czego nikt się nie spodziewał)
    Polskie szkolnictwo jest jednym z najlepszych w Europie. Jednak nie zmienia to faktu, iż ma pewne niedociągnięcia. I naszym celem( osób które teraz się uczą) jest by w przyszłości jeszcze bardziej poprawić jakość polskiego szkolnictwa, bardziej przemyśleć program nauczania i przede wszystkim nie dopuścić by polska szkoła "zeszła na psy".
Przychodząc ze szkoły człowieka może cholera zatrzasnąć. Najpierw "kapencja" z fizyki(dla nie wtajemniczonych ocena niedostateczna), na szczęście profesor oddał po terminie więc jej nie wpisał :-). Nie było poprawy z geometrii(ale nie ma się z czego cieszyć, czeka mnie w tym tygodniu ciężki bój z książkami, w czwartek matematyka, piąte poprawa fizyki, sprawdzian z polskiego(cały romantyzm)). Ale są plusy. W sobotę wyjazd do Belgii. Więc będzie tydzień wolnego...............(albo i nie).

środa, 16 lutego 2011

Narty, snowboard i śnieg

   Czy ktoś z was kiedyś miał możliwość by spróbować przyjemności jazdy na nartach? Jeśli nie to spróbujcie koniecznie. Ten sport jak mało który potrafi dostarczyć adrenaliny. Każda decyzja jaką podejmiecie może zaważyć na całym waszym przyszłym życiu.
   Na stoku najbardziej niebezpieczne są małe dzieci. One potrafią wykonywać na swoich małych "nartkach" takie rzeczy, że nieraz aż dziw że narty się nie łamią. Niewiele lepsi są "wytrawni narciarze", oni myślą że skoro już potrafią zjechać w miarę bezpiecznie to cały stok należy do nich. Tak czy siak ten sport jest jak straszliwe uzależnienie, raz spróbujesz, do końca życia będzie cię męczyło, nie będziesz mógł spać, będziesz pragnął poczuć ten wiatr w oczach, tą adrenalinę, tą chęć przekraczania własnych granic.

wtorek, 15 lutego 2011

Szkoła oczyma ucznia II

Polska szkoła oczyma ucznia II
    Na czym polega nauka w szkole? Kto przeczytał ostatni artykuł ten wie:).Jednak tym razem chciałbym się zastanowić nad na stepującą tezą " Szkoła jest seryjną morderczynią marzeń, talentu i ambicji". Zwolennicy tej "spiskowej teorii dziejów" z pewnością przytoczą mi argument na temat braku kółek zainteresowań w szkołach. Jednak czy tak jest naprawdę? W wielu placówkach oświatowych dodatkowych zajęć pozalekcyjnych jest tak dużo, że niektórym uczniom przydało by się z dziewięć dni w tygodniu. W poniedziałek kółko historyczne, wtorek zajęcia z biologii i chemii, środa dodatkowa lekcja fizyki, czwartek kółko taneczne i wokalne, piątek przygotowanie do matury z języka angielskiego. Czy więc wobec tego "powiedzmy skróconego" planu zajęć pozalekcyjnych możemy mówić, że szkoła jest "chorą psychicznie, aspołeczną, nie zdolną do współegzystencji z innymi"? Odpowiedź wydaje się prosta - nie, lecz gdy przyjrzymy się temu " straszliwemu mordowaniu niewinnych marzeń, ambicji i powoli rozwijających cię talentów" to sposób naszego postrzegania świata zmieni się diametralnie.
UWAGA NASTĘPUJĄCY TEKST MOŻNA CZYTAĆ TYLKO I WYŁĄCZNIE ZA ZEZWEOLENIEM LEKARZA. AUTOR TEKSTU NIE PONOSI ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA ZMIANY ŚWIATOPOGLĄDOWE,POGORSZENIE STANU ZDROWIA, EWENTUALNE ZGONY SPOWODOWANE CZYTANIEM TEGO TEKSTU.
    Kółko historyczne - cóż kryje się za tą straszliwą nazwą? Z pewnością jest to czas gdy uczniowie starają się stłumić swój pociąg do historii. Być może na tej dodatkowej lekcji panuje straszliwa, trudna do opisania ,a jeszcze trudniejsza do przeżycia nuda. Może tak jest w niektórych szkołach. Lecz nie w tej do której ja uczęszczam. Kółko historyczne to czas kiedy człowiek może poznać historię swoich przodków w sposób nieco odmienny niż jest to przedstawiane na lekcjach historii. Można zarazić się chęcią poznawania historii "na własną rękę". Tak czy owak ta dodatkowa lekcja z pewnością nie służy "mordowaniu talentu,marzeń czy ambicji". A dlaczego? Ponieważ jeśli ktoś kto jest zafascynowany historią, właśnie na tych dodatkowych zajęciach może "ładować swoje historyczne akumulatory". Podobnie jest z kółkiem z matematyki. Wiele osób jest zmuszona do korzystania z tego gdyż nie potrafią zrozumieć informacji wniesionych z lekcji. Jednak znów te zajęcia nie mają za zadanie "wykończyć nasz talent,marzenia czy ambicje". Wręcz przeciwnie. One rozwijają nasz talent(czasami bardzo skromy- ale zawsze talent). Jednak gdy dla kogoś matematyka stała się miłością to na tym kółku może poznawać nowe wiadomości(z pewnością przydatne na maturze i w przyszłej pracy). Podobnie jest z wszystkimi zajęciami dodatkowymi w szkole, każde z nich w swój sposób rozwija, stara się jeszcze bardziej zarazić daną dziedziną wiedzy.
Jednak niektóre nasze talenty w szkole nie mogą być odkryte. Najlepszym przykładem jest talent muzyczny. W szkole podstawowej i gimnazjum może i jest przedmiot o pięknej nazwie "muzyka". Jednak to tylko zwodzicielskie słowo. W gruncie rzeczy jest to tylko teoria muzyki. Nauczyciele mogli by spróbować zarazić uczniów pasją grania na jakimś instrumencie. Nie spotkałem się jeszcze z szkołą w której uczono by gry na gitarze. Kółka muzyczne również najczęściej opierają się tylko na śpiewaniu. A gdyby tak w ramach tych kółek tworzyć szkolne zespoły muzyczne? Odpowiednio zachęceni uczniowie wkładali by serce (wątrobę, płuca, trzustkę- też) do tego by dobrze przygotować piosenkę,a przy tym dobrze by się bawili. Gdy człowiek jest zajęty nie ma czasu by robić jakieś głupie rzeczy. Mogło by to być również w programie profilaktycznym przeciw zażywaniu narkotyków, dopalaczy,alkoholu itd.
    Dlaczego nie zrobić kółek graczy komputerowych? Ludzie, to nie średniowiecze. Sukcesem jest to, że pozwolono by w szkołach były komputery. Wprowadzono już lekcję informatyki, lecz większość uczniów(i uczennic), jak również część nauczycieli lubi grać w gry komputerowe. Takie zajęcia nie tylko obejmowały by grę na komputerze lecz również,w miarę możliwości, mogły by uczyć jak powstają gry, ilu ludzi jest potrzebnych do wydania gry typu Starcraft 2,GTA, informowały by co to jest PEGI, można by zapytać o optymalny komputer do aktualnie wydawanych gier, informowały by o uzależnieniach od komputera. Ten sposób spędzania czasu w szkole mógłby też doprowadzić do lepszego poznania ucznia i nauczyciela(student pozna, że nauczyciel też człowiek i czasami również lubi grać w gry komputerowe). Ten pomysł chyba na rzazie pozostaje w sferze marzeń.  Jednak należy pamiętać, że gdy człowiek ma dobrze zagospodarowany czas to nie ma czasu na "głupoty".
    Jak widać polska szkoła oferuje wiele ciekawych i pożytecznych zajęć, form spędzania wolnego czasu, jednak można spróbować wyjść poza utarte ślady i unowocześnić troszkę naszą szkołę. Przede wszystkim szkoła ma być bliższa uczniom. A jak ma się stać bliższą uczniowi jeśli "jest w tyle" z zainteresowaniami uczniów? Podstawą do tego by poznać bliżej młodych ludzi jest poznać czasy w których żyjemy( może to wydawać się śmieszne, lecz nieraz średniowieczne patrzenie na świat nie ułatwia samorządowi szkolnemu w polepszeniu standardów szkolnych), następnie zainteresowania ucznia( tutaj należy pamiętać, że one się zmieniają - to że dwadzieścia lat temu uczniowie zastanawiali się nad tym jakie siły działają na spadające jabłko- i przy tym dobrze się bawili- nie znaczy że my żyjący w dwudziestym pierwszym wieku również marzymy o latających jabłkach) i ostatecznie starać się wprowadzić zmiany.
Tezę "Szkoła jest seryjną morderczynią marzeń, talentu i ambicji" napisała chyba jakaś osoba, która albo nie chodziła do szkoły, albo chce ją przedstawić w jak najgorszym świetle(przy tym mijając się z prawdą), albo uczy się tylko po to by rodzice się go nie czepiali. Ja stanowczo uważam, że polska szkoła rozwija umiejętności uczniów, tyle że jest troszkę za bardzo od nich oddalona,co może być przyczyną nieporozumień, a co za tym idzie nie jest możliwe by kogoś naprawdę dobrze uczyć nie chcąc go "porwać" pasjonującym przedstawianiem wiedzy, lub pokazaniem, że człowiek który teraz uczy ,też był kiedyś uczniem( ciągle nim jest)  i on również lubi rozrywkę.
    Tak czy owak polskie szkolnictwo jest jednym z najlepszych w Europie. Jednak nie zmienia to faktu, iż ma pewne niedociągnięcia. I naszym celem( osób które teraz się uczą) jest by w przyszłości jeszcze bardziej poprawić jakość polskiego szkolnictwa, bardziej przemyśleć program nauczania i przede wszystkim nie dopuścić by polska szkoła "zeszła na psy".





czwartek, 10 lutego 2011

Szkoła oczyma ucznia

Polska szkoła oczyma ucznia I
    Nasi mentorzy mają bardzo różne sposoby szkolenia naszych młodych umysłów.  Jedni postanowili że będą na każdej lekcji robić niezapowiedziane sprawdzanie naszych dotychczas zdobytych informacji, inni że nie będą nas sprawdzać bo mają nadzieję że się uczymy, a jeszcze inni mają bardzo wielkie zaufanie do naszej wiedzy wyniesionej z gimnazjum. Tak czy owak my musimy się uczyć. Lecz czy wszystko czego uczymy się jest nam naprawdę do naszego szczęścia potrzebne? Odpowiedź jest prosta - jasne, że nie. Osobie o zamiłowaniu matematycznym nie za  bardzo podchodzi lekcja historii, lub polskiego, tak samo z humanistą(w znaczeniu dzisiejszym, nie renesansowym) matematyka lub fizyka może "nie podejść".  Ile razy ucząc się czegoś wypowiadaliśmy sławne zdanie "Po cholerę mi to jest !" przy tym rzucając książką, z której akurat się uczymy. Świetne są jednak przerwy po sprawdzianach z wyżej wymienionych przedmiotów. "I co wszystko napisałeś?","Ale dzisiaj XY uwalił zadania" , lecz najlepsze z tego wszystkiego jest wzajemne utwierdzanie się w błędach które się popełniło np: "No Tomek przecież 2+2=5".
    Postanowiłem zrobić małe dochodzenie. Robiłem "wywiady" ze znajomymi, przysłuchiwałem się nauczycielom w szkole. I doszedłem do wniosku że chyba nikt o zdrowych zmysłach nie lubi się uczyć. Ile razy słyszymy od osób pracujących "Oj oj jeszcze zatęsknisz za czasami szkolnymi". TO NIE PRAWDA. Własna matka mnie w tym utwierdziła(nauczycielka), "Wiesz lubię uczyć dzieci, ale tak po prawdzie to już nie chciałabym chodzić do szkoły z drugiej strony ławki".  Na szczęście edukacja(ta "podstawowa" trwa tylko dwanaście lat - chyba,że ktoś chce iść na studia wtedy należy doliczyć jeszcze z 5 lat). A po tym już prosta droga do kariery fotografa,dziennikarza,programisty komputerowego itd.
    Jaki jest program nauczania w szkole każdy uczący( i uczący się) wie. Dla niewiedzących :
- W szkole podstawowej mamy nauczyć się podstaw(tj. literek, cyferek, podstawowych dat historycznych, kolorów itd),
-Gimnazjum ma za zadanie utwierdzić naszą dotychczasową wiedzę wyniesioną z podstawówki i dodać troszkę nowej( głównie z przedmiotów "nie-humanistycznych"np: chemia,fizyka,biologia).
-W liceum jest już wyższa szkoła jazdy. W pierwszej klasie należy sobie przypomnieć (a najczęściej nauczyć się na nowo) informacji z gimnazjum, dopiero po gimnazjalnym wprowadzeniu do liceum możemy zacząć naukę.
I tutaj należało by zadać pytanie. Czy gimnazjum powinno istnieć? Otóż uważam, że nie. Jest to strata czasu. Ktoś może mi zarzucić , że jestem za młody by wypisywać takie rzeczy(może i ma racje), ale z mojego doświadczenia(jak na razie 10,5 letniego) - gimnazjum jest niepotrzebne. Stary system był lepszy( podstawówka 8 lat i liceum 4 lata). A teraz? Gdy człowiek zdąży poznać swojego kolegę z ławki czas się przenieś do innej szkoły( chociaż znam kilka osób które postanowiły "przedłużyć kontrakt" z klasą 1 gimnazjum). Pomijając znajomości zawierane w szkole, nauczyciele również mieli łatwiej, dlaczego? Ponieważ lepiej znali uczniów, łatwiej mogli im pomóc (gdy kogoś znamy szybciej się otwieramy). Nie raz w liceum przeżywamy deja vu, z jakiego powodu? Gdyż uczymy się znowu tego samego co było w gimnazjum. I tak dochodzimy do wniosku, że trzy lata w gimnazjum były troszeczkę niepotrzebne(nie we wszystkich przedmiotach oczywiście:)).
    Chemia w pierwszej klasie liceum jest tylko troszkę bardziej rozszerzona (na profilach podstawowych) niż to co wynieśliśmy z poprzedniej szkoły, w takim wypadku gdyby zrezygnowano z z gimnazjum i wprowadzono od razu po podstawówce szkołę średnią wystarczyło by zmniejszyć ilość godzin języka polskiego i w zamian dać kilka godzin chemii( wiem, że tym śmiałym stwierdzeniem narażam się kolegom którzy nie za bardzo kochają ten przedmiot i być może nauczycielom języka polskiego).
    Matematyka jest wręcz przeciwnością chemii. W pierwszych dwóch miesiącach roku szkolnego powtarza się to co było w podstawówce i gimnazjum(dodawanie,odejmowanie,mnożenie,dzielenie,pierwiastkowanie,potęgowanie itd.).
A następnie zaczyna się całkiem nowa nauka. Nowy sposób myślenia(myślenie pod maturę) i oczywiście ciągle poszerzamy swoje dotychczas zdobyte wiadomości.
Z fizyką jest podobnie jak z matematyką, lecz język polski to już całkiem inna historia. Na tym przedmiocie nic od podstawówki się nie zmienia. Zawsze czyta się coś(zdarza się, że to samo co w gimnazjum), co prawda raczej nie pisze się już dyktand, ale UWAGA jest wprowadzona nowość - musimy oduczyć się wodolejstwa. I to chyba jest najtrudniejsza rzecz w liceum. Gdy przygotowywano nas do egzaminu gimnazjalnego uczono nas by pisać coś i pisać i pisać i pisać... i ............. pisać. A w liceum po pierwszym wypracowaniu zdziwienie na wielu twarzach jest(jak powiedział by mistrz Joda). Wypracowanie napisane na 4 strony A4 a tu i tak ocena dopuszczająca. I co z tego, że uczeń męczył się przez dwie godziny, co z tego że prawie napisał pracę dyplomową, ale nie odpowiedział na rzeczy które są zawarte w modelu odpowiedzi (swoją drogą co wy na to by wprowadzić lekcje z jasnowidzenia? Przydadzą się by wiedzieć co twórcy matury chcą mieć w wypracowaniu).
    Polskie szkolnictwo jest jednym z najlepszych w europie. Jednak nie zmienia to faktu, iż ma pewne niedociągnięcia. I naszym celem( osób które teraz się uczą) jest by w przyszłości jeszcze bardziej poprawić jakość polskiego szkolnictwa, bardziej przemyśleć program nauczania i przede wszystkim nie dopuścić by polska szkoła "zeszła na psy". 


P.S
Ten tekst jest fragmentem większego cyklu.(Na razie mam gotowe 2 i 0,5 teksty). Następny wrzucę jutro albo w Poniedziałek......  A i jeszcze jedno, komentujcie, wasze opinie są bardzo ważne, będę wiedział w czym się poprawić:-)









Początek

Nie tak dawno mój szkolny kolega założył swojego bloga, ja idąc jego śladem postanowiłem zrobić to samo. Czym ma ten blog być? Może swojego rodzaju przemyśleniami nad życiem, zajęciami. Od czasu do czasu będę tu publikował swoje teksty, które piszę(może komuś się spodobają).